A. Modlitwa małżeńska
B. Wspólny udział w Eucharystii
C. Noszenie obrączki
D. Świętowanie każdej rocznicy ślubu-odnawianie przymierza
E. Nieustanna modlitwa za współmałżonka
F. Wspólny udział w rekolekcjach
„Głównym celem małżeństwa nie jest seks albo szczęście. Nie jest nim nawet miłość. Najważniejszym celem małżeństwa jest to, by mąż i żona pomagali sobie nawzajem osiągnąć to, co Bóg przewidział dla każdego z nich” .
Wymienione wyżej praktyki, „kamienie” fundamentu duchowego w dużym stopniu wpływają na osiągnięcie celu ukazanego w cytacie. Zawierając małżeństwo sakramentalne nie wolno nie zadawać pytania: dlaczego właśnie taki związek, zawarty w kościele, pobłogosławiony przez kapłana? Od razu dopowiadam, że jest to najlepszy sposób przeżycia życia we dwoje. Mamy prawo do różnych wyborów, ale miejmy świadomość, co zyskujemy, albo co tracimy. Lubię mówić do młodzieży w ten sposób: czym różnie się człowiek wierzący od niewierzącego? Ja osobiście szanuje niewierzących, ale też bardzo im współczuje. W różnych sytuacjach życiowych, szczególnie tych najtrudniejszych, człowiek wierzący ma się na kim oprzeć, kiedy zwodzą wszelkie ludzkie możliwości jest jeszcze Pan Bóg, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Niewierzący nie ma takiego źródła nadziei. Potrafię podać ogromną ilość przykładów, jak właśnie w tych najtrudniejszych sytuacjach Boże wsparcie ukazywało drogę wyjścia, pojawiła się ratunek. Potrafię też wskazać przykłady, kiedy ludzie rezygnujący z działania Boga, załamywali się, wpadali w rozpacz.
W życiu małżeńskim obecność Chrystusa jest wielkim przywilejem. Kiedy prowadzę rekolekcje lub sesje małżeńskie, zawsze mam ze sobą ikonę Świętej Rodziny. Jest to znane przedstawienie Maryi, Józefa i małego Jezusa, szczególnie czczone przez „Domowy Kościół”. I wówczas zapraszam do spojrzenia na ukazaną ikonę i uświadomienia sobie, że jest ona też piękną ikoną sakramentu małżeństwa, którego istotą jest bycie we troje. Do kościoła wchodzi dwoje- narzeczona i narzeczony, ale wychodzi troje: żona, mąż i Jezus! To jest wspaniała jedność trojga, będąca jednocześnie najdoskonalszą ikoną Trójcy Przenajświętszej. Zaproszenie Jezusa, dokonujące się z woli małżonków, rozpoczyna drogę do wieczności, na której nie może być przegranej. Oczywiście pod warunkiem, że małżonkowie o obecności Jezusa będą pamiętać i intensywnie z niej korzystać. Jeszcze raz przypomnijmy, że wypowiadając słowa przysięgi małżeńskiej, mówimy na końcu: „tak nam dopomóż Boże w Trójcy Jedyny”. Zawiera się tu szczególne przymierze między małżonkami i Bogiem, w którym jednego możemy być niezachwianie pewni: Bóg jest Wierny! To my słabniemy w tej wierności i wówczas zaczynają się problemy.
Bardzo lubię, wpatrując się w przywoływaną ikonę, przypominać, że Jezus jest bardzo delikatny, taktowny, uprzejmy, dobrze wychowany. Jest taki w stopniu najwyższym. Nic nie chce zrobić bez naszego przyzwolenia, bez zaproszenia. Bardzo szanuje naszą wolność. Po wyjściu z kościoła ciągle z nami jest i będzie, ale po wejściu do naszego mieszkania zajmuje najdalszy kątek, cichutko siada i prosi, abyśmy nie zwracali na Niego uwagi. Zapewnia, że nie będzie nam przeszkadzał. Jest, bo Go zaprosiliśmy, bo to jest istota sakramentu małżeństwa, ale w najmniejszym stopniu nie chce się nam narzucać. Naprawdę, wielka delikatność i taktowność. I spójrzmy, że my tak tę obecność traktujemy. Bardzo szybko zapominamy o przykazaniach, o czystości małżeńskiej, o praktykach, o religijnym wychowaniu dzieci. Robimy różne niedobre rzeczy z naszym małżeństwem, ale Jezus nie interweniuje, szanuje nasze wybory. Czasami, kiedy jest bardzo źle, zaczynamy prosić, przypominamy sobie o Jego obecności. Szkoda marnować szansy, niepotrzebnie komplikować sobie życie.
Jeszcze jedna bardzo ważna prawda. Obok nas, w naszym związku jest też od początku przeciwnik, diabeł. On nie jest delikatny i taktowny. Jest agresywny i napastliwy. Taka jest jego natura, chce niszczyć, szkodzić, rozbijać jedność małżonków. Nie zapominajmy, że od początku historii zbawienia szatan, chcąc zniszczyć ludzkość, niszczy jedność małżeńską (por. Rdz 3). Nie zapominajmy też, że bez wsparcia Jezusa, zawsze będzie zwycięstwo złego.
Wymienione wyżej praktyki są:
Przy omówieniu elementów fundamentu duchowego także przyjmuję formę syntetycznego wyjaśnienia najważniejszych treści.
Wymieniam tę praktykę jako pierwszą, gdyż jest (powinna być) wykonywana codziennie. Eucharystia najczęściej raz w tygodniu. Chodzi o codzienną, wspólną, głośną modlitwę małżonków, bez dzieci. Nie jest ważne, co się na nią składa, czy jest to dziesiątka Różańca, czy Litania, fragment Biblii, czy krótki pacierz. Najważniejsze, aby małżonkowie codziennie stawali razem przed Bogiem i przypominali sobie, że są związkiem sakramentalnym, i korzystali z łask tego sakramentu. Jakże wielu małżonków zaniedbuje tę praktykę właśnie z powodu chodzenia spać o różnych godzinach, czy nie sapania razem, przez wstyd, lenistwo, albo przez zwykłe, ale niebezpieczne zaniedbanie. Ta praktyka, obok Eucharystii, w najwyższym stopniu wpływa na trwałość związku. Nieco dalej będzie potwierdzenie.
Tu znowu mocno musi wybrzmieć, że chodzi o ten wymiar jedności: chodzimy na niedzielną mszę razem, na jedną godzinę, siadamy obok siebie, podajemy sobie dłonie na znak pokoju i razem podchodzimy do Komunii. Dlaczego jest to takie ważne? Bo łaska sakramentu małżeństwa najmocniej „uaktywnia się” przez wspólny udział w Eucharystii. Znakiem widzialnym, warunkującym docieranie łaski niewidzialnej, jest owa bliskość małżonków. Chodzą na mszę i nabożeństwa w pojedynkę przed Bogiem jesteśmy singlami. Na ceremonię zawarcia małżeństwa przyszliśmy razem, siedzieliśmy całą mszę obok siebie, a już w kolejne niedziele osobno, wracając do stanu sprzed zawarcia małżeństwa. Dziwne i smutne. Nie zadziała łaska sakramentu małżeństwa, dająca wsparcie na kolejny tydzień, bez wspólnego przebywania na uczcie z Jezusem. To jest przecież istota małżeństwa- razem, we dwoje z Jezusem. W czasie mszy dokonuje się to najmocniej! W tym wspólnym przeżywaniu liturgii niedzielnej bardzo ważnym momentem jest znak pokoju. To właśnie wówczas, podając sobie dłonie, dajemy szansę Bogu, aby zadziałał łaską pojednania, wzmocnienia. Nie robiąc tego, marnujemy okazję, marnotrawimy dar, lekceważymy przywilej. Oczywiście przedstawiona zasada powinna przenosić się na wszelkie praktyki: udział w nabożeństwach, rekolekcjach, pielgrzymkach, spotkaniach grup modlitewnych.
Niekiedy słyszę, że takie moje podejście do tych praktyk jest bardzo fundamentalistyczne. A ja wtedy pytam: jeśli więc jesteśmy małżeństwem sakramentalnym, a tego nie robimy, to w jaki sposób potwierdzamy sakramentalność naszego związku? Nie można żyć w zakłamaniu. Jesteśmy wówczas małżeństwem wierzącym niepraktykującym. Jako pojedyncze osoby jesteśmy wierzący praktykujący, ale jako małżeństwo nie! W tym miejscu jeszcze chcę wyjaśnić, że jest też prawdą, że w dniu zawarcia małżeństwa rozpoczyna się rozwój duchowy tej nowej wspólnoty „jednego ciała”, charakteryzujący się tym, że trzeba go realizować razem. Rozwój duchowy jednego z małżonków nie jest rozwojem małżeństwa, często jest dla niego zagrożeniem. Od dnia ślubu nie moje relacje Jezusem są najważniejsze, lecz nasze relacje, jako małżeństwa.
A teraz konkretne potwierdzenia naukowe ważności tych praktyk:
Amerykańska socjolog Mercedes Arzur Wilson przeprowadziła badania na temat trwałości różnych związków małżeńskich. Oto wiele mówiące wyniki:
Tu już tylko chcę przypomnieć, że obrączka jest przedmiotem poświęconym, a jej noszenie na palcu jest znakiem łaski, jest ochroną, symbolem przynależności do innej osoby, a z nią do Boga. Zdejmując obrączkę narażamy nasze małżeństwo na wielkie niebezpieczeństwo, ale też dokonujemy pewnej nieuczciwości wobec wymienionych osób.
Namawiam gorąco, aby to właśnie ten jubileusz był najważniejszym świętem w rodzinie chrześcijańskiej. Zawiera on w sobie element odnawiania przymierza z sobą i z Bogiem. Jest to nam bardzo potrzebne, aby wzmocnić związek, ustawiać na najważniejszym fundamencie. W Piśmie Świętym czytamy często, jak Bóg zaprasza do odnowienia przymierza. Przypomina nam, że Jego opieka nad nami jest bezgraniczna i bezwarunkowa, zachęca, abyśmy jak najprędzej usuwali mury, które nas od Niego oddzielają, a które wznosimy przez grzech, przez odwracanie się od przykazań. Zamawiajmy w tym dniu mszę, dziękujemy za miniony rok i prośmy o wsparcie na kolejny.
Lubię powtarzać, że to ja jestem odpowiedzialny za zbawienie mojej żony, ona za moje. Ja jestem dla niej zapleczem modlitewnym, ona dla mnie. Jest to naturalna konsekwencja bycia „jednym ciałem” duchowym. Idziemy do Jezusa razem, ale często rozdzielnie obowiązkami, doświadczeniami, wyjazdami. Nawet największa odległość nie zwalnia mnie z obowiązku troski o stan duchowy mojej żony. Ale też w ten sposób pięknie wspieramy się w trudach małżeńskich, rodzicielskich i zawodowych. Czasami słyszę dużo narzekania na męża, na żonę. Może usłyszmy prawdę: takiego masz małżonka, jak go obmadlasz. Jeśli coś ci nie pasuje w jej/jego zachowaniu, to najpierw się módl, aby się to zmieniło. Bardzo też chcę prosić Dobrego Ojca, aby moja żona była dobra matką dla naszych dzieci, aby miała cierpliwości do nich, aby starczyło jej sił i zdrowia. Bardzo też i ja potrzebuję wsparcia w postaci modlitwy i jestem przeszczęśliwy, że mogę na nie liczyć ze strony mojej żony.
Od pewnego czasu dodaję jeszcze tę praktykę. W ostatnim okresie bardzo nasiliły się różne czynniki zagrażające jedności i trwałości małżeństw. Staje się wręcz konieczne, aby dawać sobie możliwość dodatkowego wzmocnienia, spotkania się małżonkami podobnie myślącymi, utwierdzania w przekonaniu, że mimo problemów, które wszyscy mamy, warto trwać w wierności przysiędze. Możliwości obecnie nie brakuje. Zarówno latem jak i w ciągu roku, jest dużo różnych rekolekcji, sesji małżeńskich, dnie skupienia. Ustawienie priorytetów, zrozumienie, że w małżeństwo trzeba inwestować i że jest to najważniejsza inwestycja, ułatwia pokonywanie piętrzących się przeszkód. Na inne wyjazdy może nie być czasu i środków, ale na małżeństwie nie można oszczędzać.
Na koniec tego rozdziału chcę gorąco zaapelować, że nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz, a masz jakieś problemy w małżeństwie, zaryzykuj, przełam się i podejmij wysiłek, zastosuj ukazaną receptę, daj szansę sobie i waszemu małżeństwu. Zrób wszystko, co jest możliwe. Walczysz o największą wartość. Schowaj swoją dumę i swój honor. Nie dopuść do tego, abyś o nadrzędnej wartość małżeństwa przekonał się, jak je przegrasz. W jakiejkolwiek innej dziedzinie możesz sobie ewentualnie pozwolić na unoszenie się ambicją, ale nie w tej.