Masturbacja, celnie określona przez Woody'ego Allena mianem "seksu z osobą, którą kocha się najbardziej", odziera seks z jemu przynależnej głębi i duchowości. Sprowadza go do przyjemności i popędu. Tym samym sprzeciwia się i naturze osoby powołanej ku wyżynom miłości, i naturze samego współżycia, którego istotą jest dar, wyrażony także w potencjalnej płodności tego aktu.
Analogiczną moralną konotację przypisać należy fantazjom seksualnym. Spotkałam się z kontrargumentem, iż fantazjowanie o seksie z ukochaną osobą wypływa z miłości do niej. Owszem, samo pragnienie zjednoczenia, także fizyczna tęsknota, to elementy naturalnej i bezgrzesznej namiętności, o której jeszcze powiemy. Jednak świadome snucie wyobrażeń o seksie z ukochaną nie jest aktem miłości, gdyż sprowadza narzeczoną do roli fantomu seksualnego, narzędzia własnych doznań. Bo pytam: co jej przez to dajesz? Płciowość jest piękna i ma sens dopiero wtedy, gdy nadajemy jej wymiar dialogu i spotkania. W fantazjach nie spotykam osoby ukochanej, lecz jej obraz, zatem używam jej. Na tej samej zasadzie nie należy marzyć seksualnie o żonie. W okresie narzeczeństwa poza pominięciem wymiaru daru dochodzi fakt, iż marzy się o aktach w narzeczeństwie niewłaściwych, co może osłabić wolę troski o wstrzemięźliwość.
Wreszcie niepełne akty seksualne, czyli wszelkie formy pettingu, stosunki przerywane i zachowania imitujące zbliżenia, z wyłączeniem samego momentu zjednoczenia. Dla ukazania przyczyn ich niestosowności wystarczy powtórzyć opisaną powyżej symbolikę i duchowość seksu. Najpierw tę płynącą z duchowości samej osoby, która wyraża się w spotkaniu cielesnym. Jego pełne przeżycie, po czasie głębokiego przygotowania i pielęgnowania wzrastającej miłości, jest oddaniem siebie i przyjęciem małżonka, na zawsze, bezinteresownie. Odmówienie czasu przygotowania w narzeczeństwie do tego wydarzenia, pospieszne podejmowanie niepełnych form zbliżenia, sugeruje nieodczytanie personalistycznego znaczenia współżycia, a zamiast tego pierwszorzędne szukanie własnych doznań i siebie samego; zabiera zatem narzeczonym możliwość takiego przeżycia seksu, jakie – jako zintegrowane z duchem i psychiką - dla osoby jest najbardziej uszczęśliwiające. Drugi wymiar duchowości seksu dotyka już sfery wiary i przemawia do osób wierzących w nadprzyrodzoność. Tylko w pełnych, małżeńskich aktach mogą spotkać Boga żywego. W nic także drzemie ta kosmiczna, przedziwna, wykraczająca poza doczesność i sięgająca wieczności stwórcza moc, jaką Bóg może stworzyć życie. Te dwa fakty przemawiają za tym, że nie bez powodu małżeński seks jest wart wyczekania i przygotowania wewnętrznego, zaś narzeczeńskie "zabawy nim" są bezczeszczeniem sacrum.