Uwaga

Co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi?

Trzy małe sposoby i kilka dużych na osiągnięcie szczęścia opisuje w Przewodniku Katolickim Bogna Białecka – psycholog. Popularne wyobrażenie o tym, co daje szczęście, to: zdrowie, rodzina, prestiż, pozycja społeczna, zasoby finansowe. Czy tak jest naprawdę?

Profesor psychologii Martin Seligman przez lata studiował to zagadnienie. Odkrył, że inny obraz wyłania się, gdy pytamy ludzi o wyobrażenia o tym, co innym daje szczęście, a zupełnie inny, gdy pytamy o ich własne poczucie szczęścia. Dla przykładu: wszyscy ludzie wymieniają dobre zdrowie jako warunek szczęścia, gdy jednak Seligman badał poczucie szczęścia u ludzi upośledzonych, niepełnosprawnych i z nieuleczalnymi chorobami, okazało się, że wielu z nich czuje się bardziej szczęśliwymi niż przeciętny Kowalski.

Czy pieniądze dają szczęście?

Tak postawionym pytaniem zainteresowała się grupa ekonomistów i psychologów. W roku 2002  Carol Graham i Maria Fitzpatrick zbadały zależność między wzrostem dochodów a poczuciem szczęścia. Okazało się, że osoby, których zarobki wzrosły, czuły się tak samo lub odrobinę szczęśliwsze. Jednak już kilka tygodni po podwyżce ich nastroje wracały do poprzedniego stanu. Natomiast ludzie, którzy uważali, że w życiu dobrze im się wiedzie i dobrze się czuli ze swoim życiem, częściej niż inni otrzymywali podwyżki lub zdobywali lepiej płatną pracę. Badania prof. Janusza Czapińskiego z lat 90. pokazały jednak, że związek ten w polskich realiach dotyczy wyłącznie mężczyzn i osób stosunkowo zamożnych. A zatem jeśli w ogóle występuje zależność między pieniędzmi a szczęściem, to taka, że szczęśliwym ludziom łatwiej przychodzi podejmowanie wyzwań, dzięki którym mogą więcej zarobić.

Badania naukowe nad uwarunkowaniami poczucia szczęścia u ludzi prowadzone są od wielu lat. Wskazują one jednoznacznie, że bycie szczęśliwym nie zależy od czynników zewnętrznych, lecz przede wszystkim od sposobu, w jaki człowiek myśli o sobie i świecie.

Małe sposoby na szczęście

Zacznijmy jednak od kilku prostych sposobów, które poprawiają nasze samopoczucie na poziomie czysto biologicznym. Pierwszy prosty trick to... spacery i przebywanie na świeżym powietrzu. 

Shawn Achor w książce The Happiness Advantage pisze: „Spacer na świeżym powietrzu w pogodny dzień jest bardzo korzystny, jedno z badań wykazało, że 20-minutowy spacer w ładną pogodę nie tylko poprawia nastrój, lecz poprawia sprawność myślenia oraz zapamiętywania”.

Yoshiro Tsutsui, japoński naukowiec, odkrył z kolei niedawno, że ludzie czują się najlepiej, spacerując w temperaturze 13,9°C. Wiem, że to mało przydatna informacja w zimie, pamiętajmy o tym jednak na wiosnę! Drugi prosty sposób to ćwiczenia. Okazuje się, że wystarczy siedem minut dziennie i nawet jeśli nie zauważamy, by ćwiczenia pomagały nam w uzyskaniu lepszej figury czy większej sprawności fizycznej, dają one wyraźną poprawę samopoczucia i wpływają pozytywnie na zdolności intelektualne. Zbadała to Jo Coulson z uniwersytetu w Bristolu (2008).

Trzeci sposób to... sen. Szczególnie istotna jest przy tym faza REM, czyli faza głębokiego snu, w której mamy żywe marzenia senne lub koszmary. Nie wchodząc w medyczne szczegóły, różne problemy, dylematy, negatywne emocje są w tym czasie przetwarzane przez mózg i porządkowane. Jeśli idziemy spać, martwiąc się czymś, to po porcji dobrego snu problem wydaje się mniejszy. Aby dobrze się wyspać, dorosła osoba potrzebuje między 6,5 a 7,5 godzin snu na dobę. Należy przy tym zwrócić uwagę, że alkohol spożywany przed snem eliminuje fazę REM snu, w rezultacie wręcz pogarszając nastrój.

Ostatni ze zbadanych naukowo drobiazgów podnoszących poczucie szczęścia to eliminacja stania w korkach w czasie dojazdu do pracy. Daniel Gilbert, psycholog z Harvardu, ujął to następująco: „prowadzenie samochodu w korkach jest swoistym rodzajem codziennego piekła”. Zostało to zbadane przez naukowców niemieckich Stutzera i Freya w 2004 r., którzy odkryli, że w większości przypadków przeprowadzka do większego domu, jednak z kiepskim dojazdem do pracy, paradoksalnie obniża poczucie szczęścia, zamiast je podwyższać. A zatem najlepiej byłoby pracować blisko miejsca zamieszkania albo wybierać trasę, na której nie ma korków.  

 „Duże” sposoby na szczęście

Wspomniany już Martin Seligman w książce Prawdziwe szczęście opisuje szczegółowo zbadane przez siebie uwarunkowania. Okazuje się, że najszczęśliwsi są ludzie mający poczucie sensu i celu życia. Nie chodzi przy tym o to, że musimy zostawić po sobie wielkie dzieła sztuki, książki czy odkryć lek na raka. Dla kobiet podstawowym źródłem szczęścia i poczucia spełnienia okazuje się liczba dzieci. W wieku 50 lat największe poczucie sensu życia, szczęścia, spełnienia mają matki wielodzietne, najmniejsze kobiety, które pozostały bezdzietne z wyboru, poświęcając się karierze zawodowej (Høyer, G., Lund E. 1993). Zależność ta pozostaje bez zmian, nawet gdy weźmiemy pod uwagę takie czynniki, jak: wykształcenie, status społeczny, stan zdrowia. Badania naukowe to jedno, moja intuicja podpowiada mi, że rzeczywiście największe poczucie szczęścia może nam dać stanie się partnerem Pana Boga w dziele stworzenia, czyli urodzenie dzieci i wychowywanie ich – na chwałę Bożą i ku świętości. Właściwie trudno o bardziej szlachetny cel.

Nie każdemu dane jest rodzicielstwo, na szczęście istnieje jeszcze kilka innych obszarów, dzięki którym możemy czuć się szczęśliwi. Podstawowy sposób to pomaganie innym.

Dla przykładu, kupowanie innym ludziom prezentów jest bardziej satysfakcjonujące niż kupowanie rzeczy dla siebie. Tak samo wielkie poczucie sensu życia, a co za tym idzie, satysfakcję daje praca wolontariacka na rzecz innych ludzi (Meier, Stutzer 2004). Szukajmy zatem okazji do pomagania innym. Okres Bożego Narodzenia daje szczególne możliwości: pomoc biednym, organizacjom charytatywnym, czy to finansowo, czy własną pracą – przy czym to drugie jest bardziej satysfakcjonujące, chociażby dlatego, że wiąże się z pozytywnymi relacjami z innymi ludźmi. Kolejna „duża rzecz”. Warto wyrabiać nawyk wyrażania wdzięczności za całe dobro, które się nam na co dzień wydarza. A od czasu do czasu warto wykonać ćwiczenie wymyślone przez Martina Seligmana, które pomogło wielu ludziom zmienić życie na lepsze. Oto ono:

„Wybierz jakąś ważną osobę, która doprowadziła do dużej, pozytywnej zmiany w twoim życiu, a której nigdy w pełni nie wyraziłeś wdzięczności (nie wybieraj osoby, w której się właśnie zakochałeś lub od której spodziewasz się jakiś korzyści, bo wtedy mijasz się z celem tego ćwiczenia). Następnie napisz mowę dziękczynną na jedną stronę. Możesz nad tą mową pracować, dopieszczać ją, nie spiesz się. Nie może to być zbyt długie, by odbiorcy nie znudzić, jedna strona jest akurat. Gdy już będziesz w pełni zadowolony z treści mowy – zaproś tę osobę do domu lub odwiedź ją. Może to być uroczysta, nastrojowa kolacja, ale nie musi. Spokojnie przeczytaj swoją mowę, starając się zachować kontakt wzrokowy, a potem o tym porozmawiajcie. Możecie przypomnieć sobie konkretne wydarzenia, słowa. Ważny jest tu element spotkania osobistego, nie rób tego przez telefon, nie wysyłaj listu. Ludzie, którzy takie ćwiczenie przeprowadzili, a także obserwatorzy uważają, że jest to jedno z najbardziej wzruszających doświadczeń życia”.

Trudno w tym momencie nie podziwiać mądrości św. Teresy od Dzieciątka Jezus, która pisała: „Jezus kocha serca radosne, kocha dusze zawsze uśmiechnięte” oraz ,,Oblicze jest odbiciem duszy, powinnaś więc mieć zawsze twarz spokojną i pogodną, jak małe dziecko, które jest zawsze zadowolone. Kiedy jesteś sama, postępuj tak tym bardziej, ponieważ Aniołowie nieustannie patrzą na ciebie”. Badania naukowe pokazują, że szczęśliwi ludzie dużo się modlą (lub/i medytują), a także, że nawet jeśli nie jesteśmy zbyt pogodni z natury, lecz pracujemy nad tym, by się częściej uśmiechać – to także poprawia poczucie szczęścia!